Morskie Oko: Mnich oraz Grań Mięguszy

   Choć jesień już późna, jak na Tatry przystało, postanowiliśmy wybrać się dla odmiany w rejon Morskiego Oka. Na wyjazd zdecydowaliśmy się tylko dlatego, że prognozy pogody naprawdę napawały optymizmem!
Dzień po dotarciu do schroniska, wstaliśmy dość wcześnie, ale bez pośpiechu, gdyż w planach był jedynie Mnich. Chcieliśmy tam zrobić tylko 2 drogi, ale różnymi wariantami "od półek". Jako pierwszy prowadził Burza, drogę Klasyczną. Po zejściu, nastał mój debiut na prowadzeniu w Tatrach na drodze Orłowskiego  :) Poszło całkiem dobrze, na szczycie parę fotek i głodni pędziliśmy do schronu na obiad i szarlotkę! :)


   Następnego dnia wyszliśmy o godzinie 6.00. Nad stawem były oblodzenia. Darkowi w czasie podejścia na Chłopka szło się fatalnie, ale im wyżej byliśmy, tym nabierał więcej siły i ochoty :) Pod przełęczą zalegało nieco śniegu i bywało ślisko. Po tych atrakcjach bez raków, wbiliśmy się w końcu na grań w kierunku Mięgusza Pośredniego. Zaczął się II teren, później napotykamy wolno stojąca turnicę, na którą trzeba dać wielkiego susa. Po pokonaniu tego odcinka, zaczynamy się szpeić. Dalej, opis Darka: "Miejscami jest niezła lufa, ale są też nieeksponowane fragmenty. Czy chcesz się asekurować? Wybór należy do Ciebie. Jednak jeden niepewny ruch i witasz się z czarnym plastikowym workiem. Dalej co chwila góra/dół jak to na grani, zwłaszcza że Pośredni ma trzy wierzchołki. Docieramy w końcu do głównego, na który należy wyjść po prawej od strony MOka. Tam przerwa na posiłek i uzupełnienie płynów."




  Po zdobyciu MSW, czas przestał być naszym przyjacielem. Dzień w październiku jest bowiem krótki. O ile na grani towarzyszyło nam piękne słońce, tak teraz, wraz ze zbliżającym się zachodem, zaczęło robić się naprawdę chłodno! Po zejściu na przełęcz i wbiciu się żleb, zastała nas noc, kruszyzna i oblodzenia-nie wiedzieć co gorsze?! Ja bałam się o Darka, a On o mnie. Nie było nam do śmiechu-ani trochę. Czołówki dawały światło raptem na parę metrów, więc nie wiadomo gdzie dalej? Po jakimś czasie, wg wskazówek TOPRowca, dotarliśmy na skraj Galerii, następnie nieco w górę i natrafiliśmy na pierwsze kopczyki. Ileż ulgi nam to przyniosło! Za wcześnie jednak na świętowanie, to dopiero połowa sukcesu. W zupełnej ciemności, nawet odnajdywanie owych kopczyków okazało się problemem! Radowaliśmy się na całego, gdy tylko któreś z nas ujrzało piramidkę. Na zmianę raz błądziliśmy, raz odnajdywaliśmy "ścieżkę". W końcu znaleźliśmy się w okolicy Mnicha, jedyną barierą przed nami był próg, który nie widzieliśmy, jak obejść. W najgorszym wypadku, przeszło nam przez myśl, żeby zanocować w kolebie, którą mijaliśmy. Na szczęście udało nam się po raz kolejny odnaleźć kopczyki, dzięki którym zawędrowaliśmy pod Mnicha, a następnie niemalże do szlaku, który biegnie z Wrót do skrzyżowania z żółtym. W schronisku byliśmy o północy! Chwilę jeszcze pogadaliśmy z naszym kolegą, Puchatkiem i padliśmy na wyrka!