Mój pierwszy raz, czyli letnie wspinanie w Tatrach

   Do tej pory jeżdżąc w Tatry, przebywałam szlaki jedynie na nogach. Tym razem, miałam po pierwsze: zboczyć ze ścieżek; po drugie: używać rąk! Do tego wszystkiego trzeba było jeszcze zaznajomić się ze sprzętem wspinaczkowym, z którym poza podstawowym (używanym na sztucznej ściance) nie miałam do czynienia. Wspinałam się zatem "na drugiego".


   Pierwszego dnia po dotarciu na Halę Gąsienicową, wybraliśmy się jedynie na mały spacer, by przypatrzeć się naszym najbliższym celom: "Filar Staszla" oraz "Środkowe Żeberko". Pogoda była idealna. Nacieszywszy się widokami, wróciliśmy do naszej noclegowni (tym razem Betlejemka), zjedliśmy obiad, podzieliliśmy sprzęt i udaliśmy się spać.

   13.07. Pobudka, szybkie śniadanie i trzeba było jak najszybciej dotrzeć pod ścianę (często robią się kolejki). Gdy doszliśmy pod Filar, jakiś zespół już działał na drodze. Zanim jednak się oszpeiliśmy, poprzedni team zniknął nam już z oczu. Tego dnia pogoda nie napawała mnie optymizmem. Było zimno, a zbiegiem czasu coraz bardziej zaczynało zanosić się na deszcz, który z resztą nas dopadł po 4. wyciągu. Wycof po śliskich, trawiastych zachodach okazał się katorgą. W końcu dotarliśmy do szlaku, a następnie do Betlejemki. Przemoczeni (przynajmniej ja), przebraliśmy się w suche ciuchy, zaczęliśmy pichcić, a potem już tylko sen. Przyznam, że Filar Staszla, możliwe, że przez niesprzyjające  warunki (ale kiedy ich nie ma?;) nie przypadł mi do gustu.


   14.07. Poranne zwyczaje w górach, zawsze bywają takie same. Dzwoni budzik, trzeba wyjść z cieplutkiego śpiwora, ubrać się odpowiednio, zjeść coś na siłę i w drogę! Potem męczyć się na podejściu, z plecakiem, w którym ciążą kg żelastwa, tylko po to, by w skale zmęczyć się jeszcze bardziej, poobijać, zmarznąć, i te de, i te pe. I ktoś tu może się zapytać, jaki wobec tego jest pożytek ze wspinania się? Dlaczego to robimy? Otóż nie ma jednoznacznego wytłumaczenia.Każdy widzi w tym coś innego. Na pewno zadowolenie, z tego, że pokonało się słabości, zdobyło cel. Z kolei ja cieszyłam się po prostu z tego, że jestem w Tatrach, że jest mi dane liznąć taternictwa.
Tego dnia było cieplej, niekiedy pokazywało się słońce. Celem było "Środkowe żeberko", na którym działało sporo zespołów. Darek i ja wstawiliśmy się jako drugi w kolejności. Droga przyjemna, w sam raz na pierwszy wspin. Po jej ukończeniu byliśmy zadowoleni, że chociaż ta puściła, a wyjazd nie poszedł na marne :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz